"Zaśpiewaj, gitaro! Niech każdy usłyszy
historię niezłomnych, jak stal, towarzyszy!
Różańcem gąsienic czołg drogę spowiada...
Tym tropem niech biegnie pancerna ballada."
Notka numer 102, więc temat narzuca się sam. :) Muszę tylko uważać, żeby nie rozeźlić Pana Sowińca, bo on na "Rudego" strrrasznie cięty. I nie dziwota, skoro sporą część swego życia poświęcił na obalanie postpeerelowskich pomników. A, co by nie mówić, "Rudy" JEST pomnikiem. Wykonanym na celuloidowej taśmie, a przecież "trwalszym, niźli w spiżu ryty". Tamte, spiżowe, dawno odeszły w hutniczy niebyt... co bardziej zasłużone dla peerelowskich czasów pokutują w otchłani skansenu w Kozłówce... a "Rudy" pozostał. Przetrwał. I to, bynajmniej, nie ze względu na gruby pancerz.
Ech, "Rudy"! Co to był za czołg! W dzieciństwie się go kochało. W starszym wieku się z niego śmiano. "Jakbyśmy dwa takie czołgi mieli, to byśmy se sami tę wojnę wygrali!" - mówił Bohdan Smoleń, wzbudzając ogromną wesołość dorosłej widowni. Niedorosłej też, choć tu akurat wesołość mieszała się z niejasnym przeczuciem, że coś w tych słowach jest...
Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że tamto młodzieńcze uczucie, ta specyficzna mieszanka dobrodusznej ironii i dumy narodowej, wróci do mnie raz jeszcze na widok "Rudego". W dodatku za sprawą odsądzanego od czci i wiary niemieckiego filmu.
"Nasze matki, nasi ojcowie". Na ekranie spalony T-34 z numerem 102 i rozmazanym, białym napisem. Nie do odczytania, ale przecież każdy wie, co to za napis... A na mojej twarzy ironiczny uśmieszek. W sercu zaś satysfakcja walczy o lepsze z poczuciem dumy z idola mojego dzieciństwa.
No, "Rudy"! No, stary złomie! Ale sobie Ciebie zapamiętali!
Ile to lat minęło od premiery, czterdzieści? Niedługo będzie pięćdziesiąt... Pół wieku, a oni nadal czują potrzebę odreagowania...
"Parskają silniki na wróżby szczęśliwe.
Wiatr dym nad kolumną rozczesał, jak grzywę...
Gąsienic dźwięczące podkowy układa
ballada pancerna, pancerna ballada."